Motoryzacja

Informacje ze świata motoryzacji

  • Motoryzacja

    Koniec z wymianą tablic przy zakupie auta

    To będzie koniec z wymianą tablic rejestracyjnych przy zakupie auta. Rząd pracuje nad nowymi przepisami, które pozwolą na zachowanie „blach”, jeśli tylko auto zmienia właściciela na terytorium Polski. Kierowcy zaoszczędzą.

    Na liście prac legislacyjnych i programowych Rady Ministrów pojawiła się nowa pozycja. Nowelizacja prawa o ruchu drogowym ma przynieść długo oczekiwane przez kierowców (i urzędy komunikacji) zmiany. Przede wszystkim, starosta nie będzie musiał wydawać przy pierwszej rejestracji karty pojazdu. Podobnego obowiązku nie będzie miał też importer, ani producent – donosi „Rzeczpospolita”.

    Dla kierowców o wiele ważniejsza wydaje się kolejna zmiana – na wniosek nowego właściciela pojazdu, auto może pozostać z dotychczasowymi tablicami rejestracyjnymi oraz naklejką kontrolną. Warunek jest jeden – pojazd musiał być wcześniej zarejestrowany w kraju. To pozwoli zaoszczędzić 80 zł za nowe tablice i prawie 20 zł za naklejkę.

    Ale to nie koniec korzyści. Ministerstwo Infrastruktury chce też wprowadzić możliwość rejestracji pojazdu przez starostę również ze względu na miejsce czasowego zamieszkania (ale dłuższe, niż 6 miesięcy). Ponadto, będzie można dokonać czasowej rejestracji auta przez starostę właściwego dla miejsca zakupu auta. Na razie może to zrobić urząd właściwy dla miejsca zamieszkania nabywcy, co utrudniało transport z miejsca odbioru.

    Dokładne ustalenia mają być gotowe w połowie 2019 roku.

  • Motoryzacja

    Nawet do 5 lat więzienia za cofanie licznika pojazdu!

    Nieuprawniona ingerencja we wskazania liczników przebiegu pojazdów (drogomierzy) będzie karana. Winnym grozi „kara pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat, a w przypadkach mniejszej wagi, grzywna, kara ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2” – czytamy na stronie prezydenta, który podpisał wczoraj ustawę, wprowadzającą wspomniane zmiany.

    Kary będą grozić, za:

    – zmiany wskazań drogomierza pojazdu mechanicznego,

    – ingerencję w prawidłowość pomiaru drogomierza pojazdu mechanicznego,

    – zlecenie innej osobie zmiany wskazań drogomierza lub ingerencji w prawidłowość jego pomiaru.

    Nowe obowiązki

    Kary to nie wszystko. Zmieniona ustawa wymaga również m.in., by właściciel pojazdu, który wymienił drogomierz (a będzie to można zrobić tylko w jasno określonych sytuacjach), w ciągu 14 dni zgłosił się do stacji kontroli pojazdów, aby tam odczytano wskazania nowego urządzenia w samochodzie. Pracownik stacji nie będzie mógł wziąć za tę usługę więcej niż 100 zł.

    Następnie stacje kontroli pojazdów obowiązkowo będą musiały przekazać informacje o tym odczycie oraz o tym, że licznik został wymieniony, do Centralnej Ewidencji Pojazdów.

    Z kolei Policja, Inspekcja Transportu Drogowego, Żandarmeria Wojskowa, Straż Graniczna oraz Służba Celno-Skarbowa będą mogły podczas każdej kontroli sprawdzić odczyt drogomierza. I to nie tylko samochodu, który samodzielnie się porusza, ale również holowanego i przewożonego. Po takiej kontroli służby będą musiału zawiadomić Centralną Ewidencję Pojazdów o stanie drogomierza.

    Jak czytamy na stronie prezydenta, ustawa wchodzi w życie 1 stycznia 2020 r., jednak zmiany w kodeksie karnym (a więc te dotyczące kar za ingerencję w liczniki) – w ciągu 14 dni od ogłoszenia.

  • Motoryzacja

    Nowa ciężarówka z zaklejonym przednim radarem

    Hamulce awaryjne z czujnikami odległości miały być skutecznym sposobem na poprawę bezpieczeństwa. Od 2015 roku są one też obowiązkowe, trafiając na pokład wszystkich nowych ciężarówek rejestrowanych w Unii Europejskiej. Problem jednak w tym, że wielu kierowców nie chce z tego rozwiązania korzystać.

    W pozatransportowych mediach często pojawiają się stwierdzenia, że to wszystko wina kierowców, którzy za wszelką cenę chcą trzymać się „na ogonie” innych pojazdów. Prawda jest jednak taka, że konstrukcja samych czujników też odgrywa tutaj istotną rolę. W wybranych modelach bywają one bowiem zbyt czułe i potrafią reagować bez powodu. Często słyszy się na przykład o gwałtownych hamowaniach przed znakami drogowymi.

    W efekcie mamy zaś takie widoki, jak ten uwieczniony przez Czytelnika Marcina z Kuchni Truckera. Na zdjęciach widnieje praktycznie nowy DAF XF, oczywiście wyposażony w przedni radar oraz system automatycznego hamowania. Obudowa tego radaru jest jednak zaklejona, całkowicie eliminując go z użytku.

     

  • Motoryzacja,  Nowości

    Cena Nissan Leaf

    Aktualne ceny Nissana Leafa nie napawają optymizmem. Choć do niedawna był to najpopularniejszy samochód elektryczny na świecie, który emobilność wprowadził pod strzechy, za sensownie wyposażony model zapłacimy dziś ponad 170 tysięcy złotych. Ceny znowu urosły, choć w Polsce od kilku miesięcy nie obowiązuje akcyza na samochody elektryczne – więc tańsze dla importera modele powinny już trafić do salonów.

    Aktualne ceny Nissana Leafa: akcyza odpadła, ceny urosły

     

    Zgodnie z wartościami cennikowymi na początek maja 2019 roku, najtańszy nowy Nissan Leaf (2019) Acenta z baterią o pojemności użytecznej około 37,5 kWh (całkowita: 40 kWh) kosztuje dziś co najmniej 157 700 złotych. Jeszcze w lutym 2019 auto było o 2,2 tysiąca złotych tańsze.

    Podrożały również dwa pozostałe warianty: Leaf N-Connecta kosztuje 170 100 zł zamiast niedawnych 166 900 zł (+3 200 zł, najwyższy wzrost w gamie), Leaf Tekna natomiast wyrównał cenę Leafa 3.ZERO i kosztuje 175 800 złotych zamiast niedawnych 173 600 zł (+2 200 zł).

    W cennikach zadebiutował także niebędący edycją specjalną Nissan Leaf e+ w najwyższym wariancie wyposażeniowym Tekna. Za samochód zapłacimy 201 300 zł, czyli o… 100 złotych więcej niż kosztował wariant Leaf e+ 3.ZERO.

    Gwoli przypomnienia: Nissan Leaf „40 kWh” to samochód elektryczny segmentu C o realnym zasięgu w trybie mieszanym wynoszącym 243 km. Edycja Leaf e+ wyposażona jest w większą baterię o pojemności całkowitej równej 62 kWh. Realny zasięg tej wersji w wariancie Tekna wynosi około 346 kilometrów w trybie mieszanym (według EPA). Warianty słabiej wyposażone osiągają o 18 kilometrów (+5 procent) więcej, ale… nie ma ich w Polsce.

  • Motoryzacja

    Elektryczny skuter Xiaomi

    Skuter Xiaomi, czy raczej motorower elektryczny to nowy gadżet chińskiego producenta. HIMO T1, bo tak nazywa się pojazd, pozwoli przejechać nawet 120 kilometrów na jednym ładowaniu. Skuter pojawi się w dwóch wersjach i jest tani jak barszcz.

    W Chinach ruszyła sprzedaż elektrycznego motoroweru Xiaomi HIMO T1. Chociaż w rzeczywistości nazywanie go skuterem to spore nadużycie, jego wygląd aż się o to prosi. A jest to spora przesada, ponieważ pojazd ma być traktowany przez prawo jako… rower elektryczny.

    Rowery elektryczne niosą ze sobą pewne ograniczenia. Przede wszystkim prędkość maksymalna takich pojazdów to zaledwie 25 km/h. Dzięki takiemu rozwiązaniu, HIMO T1 będzie mógł jeździć właściwie każdy, nawet osoby niepełnoletnie.

    Według informacji podawanych przez zagraniczne media, Xiaomi HIMO T1 ma kosztować 450 dolarów. Za taką kwotę otrzymujemy elektryczny motorower ważący zaledwie 55 kilogramów. W podstawowej wersji, pojazd zasila akumulator o mocy 14Ah. Według producentów, na pełnej baterii przejedzie 60 km.

    Xiaomi oferuje też mocniejszą wersję. W tym przypadku mamy dwa razy pojemniejszy akumulator (28Ah). Ta wersja skutera pozwala przejechać już 120 km. Zasięg baterii jest wyświetlany na ekranie służącym także jako prędkościomierz.

  • Motoryzacja,  Samochody Elektryczne

    Polaków nie stać na samochody elektryczne

    Im niższe PKB na mieszkańca, tym mniej aut elektrycznych na drogach – wynika z danych ACEA. Tę zależność dobitnie potwierdza Polska, która w obu rankingach znajduje się w europejskim ogonie. W Polsce zaledwie jeden na pięćset samochodów rejestrowanych w 2018 r. posiadał napęd elektryczny.

    Pod względem rejestracji aut elektrycznych w 2018 r. Polska, z wynikiem 0,2 proc., zajęła niechlubne ostatnie miejsce. Wyprzedziły nas nawet dwa kraje z najniższym PKB na głowę w Unii Europejskiej – Bułgaria (0,6 proc.) i Rumunia (0,5). Dla porównania, na Węgrzech 1,5 proc. aut sprzedanych w 2018 r. posiadało napęd elektryczny.

     

     

     

     

    Polacy wolą hybrydy

    Co ciekawe, rok wcześniej, w 2017 r. – według wyliczeń Eurostatu – Polska była drugim rynkiem aut na paliwa niekonwencjonalne w Unii Europejskiej. Wśród wszystkich aut zarejestrowanych do końca roku, 1,9 proc. miało alternatywne źródła energii.

    Statystyki zawyżyły jednak auta hybrydowe, których po polskich drogach jeździło 402 tys. przy zaledwie 26 tys. „elektryków”.

    Norwegia i długo długo nic

    To i tak znacznie poniżej unijnej średniej, która w 2018 r. wyniosła 2 proc. Spośród państw członkowskich największy odsetek samochodów elektrycznych zarejestrowano w Szwecji – 8 proc., Holandii – 6,7 proc. oraz Finlandii – 4,7 proc. Kraje te w ubiegłym roku wypracowały też jedne z najwyższych PKB – powyżej 42 tys. euro na mieszkańca.

    Wyniki unijnych liderów bledną w porównaniu z Norwegią, gdzie aż 49,1 proc. samochodów zarejestrowanych w ubiegłym roku posiadało napęd elektryczny, przy PKB na głowę wynoszącym 73 200 euro.

    Jak wynika z analiz ACEA, oprócz nowych krajów członkowskich, z wyjątkiem Węgier, auta elektryczne nie miały w ubiegłym roku wzięcia we Włoszech (0,5 proc.), Grecji (0,3 proc.) i Hiszpanii (0,9 proc.).

    Kraje, w których udział elektrycznych samochodów w rynku wyniósł mniej niż 1 proc., wypracowały w ubiegłym roku PKB poniżej 29 tys. euro na głowę.